nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna
1225
BLOG

NAJBARDZIEJ UŚWIADOMIONY SEKSUALNIE KATOLIK POLSKI

nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna Polityka Obserwuj notkę 8

 

"...Nie kwestionuje, że ludzie mogą mieć problemy z seksualnością, że mogą mieć wypaczone jej rozumienie, że mogą obawiać się grzechu (choć swoją drogą nie widzę nic skandalicznego w obawach przez upadkiem), ale nie rozumiem po co pozwalać kręcić o tym film..."

http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/zycie_seksualne_dzikich_15108

Nie udało się red. Terlikowskiemu kolejny raz nie podkreślić swojej wyższości nad przeciętnym katolikiem. Wiem oczywiście, że cała działalność redaktora kręci się na tym patencie, i że misja zbawiania ludzkości wymusza pozowanie na mesjasza od wszystkiego. Ale też zbyt łatwo dostrzegam, w którym momencie próbuje katolików ordynarnie oszukać. Obawiam się, że większość tych, którym włazi pod kołdrę dostrzega to również.

Terlikowski beztrosko obwieszcza, iż nie widzi nic złego w problemach z seksualnością, z wypaczonym jej rozumieniem. Duchowny Knotz, którego redaktor z tak wielkim poświęceniem i długo zaledwie tolerował, problem jednak dostrzega. I choć on również  próbuje problem obejść bokiem, coś jednak robi. 

Problemu Terlikowski nie widział dopóki 'kapucyna nie poniosło parcie na szkło'...

Przyglądający się z boku całemu zamieszaniu seksuolodzy, których Terlikowski oczywiście nie raczył ojcu wskazać jako właściwych do rozwiązywania tego typu problemów, mają pewnie dylemat z oboma panami. Dylemat powiększony o świadomość, że w to trudne środowisko wkroczyć ze swoją wiedzą nie jest im raczej dane. Co nie musi wykluczać, że w tej patologii, acz zapewne niechętnie, staną po stronie znachora a nie czarownika.

 Specjaliści niechętnie wdawać się będą w podobne spory nie tylko dlatego, że nie mogą, rzecz jasna,  traktować „seksualnych rekolekcji”  jako formy terapii w rozwiązywaniu ważkich ludzkich problemów. Istota tkwi w samym źródle owych problemów. Istota tkwi w nerwicach eklezjogennych, których źródłem jest kościelne nauczanie, i których bycia motorem zarówno red. Terlikowski jak i ojciec Knotz są w pewien sposób świadomi. Zresztą redaktor Terlikowski w przytoczonych na wstępie słowach, przez nikogo nie przymuszany sam to przyznaje.

Różnica między nim a duchownym polega na poczuciu odpowiedzialności. Jakkolwiek zabrzmi to na przecenianie roli i wpływu – Terlikowski obszar seksualności prymitywizuje, marginalizuje i doktrynersko wpędza człowieka w jeszcze większe tarapaty, podczas gdy Knotz usiłuje z tej mającej podłoże religijne matni, ludzi choć trochę uwolnić.

Redaktor Terlikowski nie mówi ani nic nowego, ani nic innego niż oficjalne nauki kościoła. Wydaje mu się jedynie, że używając retoryki obrażającej chcących realizować się seksualnie współwyznawców,  zdoła ich przywołać do porządku.

Robi to niestety nie tylko nadzwyczaj nieporadnie, ale i nieuczciwie.  Bo gdy już na początku swojego paszkwilu usiłuje porównaniem do dzikich zwierząt stworzyć konflikt między człowiekiem pochylającym się nad problemem – reżyserem Szołajskim – a obiektami jego pochylenia, umyka mu, że antropologia zajmuje się człowiekiem.

Anthropos – człowiek, logos – nauka, panie doktorze.

Redaktor Terlikowski już na wstępie podejmuje temat nie tyle jako religijny maniak, lecz raczej jak rasowy troglodyta by nie rzec idiota. Zachowuje się jak przeklejający etykietki sprzedawca dywanów wobec pragnących coś zmienić w swoim życiu współwyznawców. Seksualny mesjasz mówi im swoje NIE, próbując jedynie wyśmiać porównaniem do zwierząt. Bo nie czarujmy się, sam Szołajski nie ma z tym nic wspólnego, a redaktora nieudana próba poróżnienia, okazała się żałosnym chwytem.  

Rozumiem, że Terlikowski żonglując obrazowymi porównaniami i czarując czytelników swoim uświadomieniem poprzez bezpruderyjne recytowanie znajomości tematu chce być ‘fajniejszy’, że chce w podobny sposób jak ojciec Knotz dotrzeć do młodych ludzi. I o to akurat do chłopaka nie mam pretensji. Ludzie mają prawo się dowartościować i dążyć do akceptacji.

Rzecz w tym, że manifestując własne oświecenie, odmawia go innym. Odmawia go wrażliwemu artyście Szołajskiemu, odmawia duchownemu, odmawia zupełnie obcym sobie ludziom. Pcha się im nadzwyczaj ostentacyjnie do łóżek ze swoimi zabobonami, grzechami i diabłami…

Nick ‘nerwica eklezjogenna’ jest świadomie wybrany. Problem istnieje i jest tematem tabu. Tematem tabu dla ludzi pokroju Terlikowskiego nadzwyczaj niewygodnym.

W swoim pisanym z pozycji sekciarskiego manipulanta artykule – próbującym jedynie po równo obrazić wszystkich wykazujących jakąkolwiek troskę o pełniejsze człowieczeństwo – nawet nie zająknął się o specjalistach profesjonalnie zajmujących się seksualnością. Nie zapomniał za to wspomnieć o najwłaściwszym miejscu rozwiązywania ludzkich dramatów – konfesjonale.

Miejscu gdzie przecież nerwica eklezjogenna się rodzi, jest troskliwie pielęgnowana i utrwalana.

Mam dla pana radę panie Terlikowski, jak pan masz  'takie parcie na konfesjonał', kup pan sobie swój własny, prywatny. Będziesz pan tam mógł przyjmować lekarzy seksuologów, a jako pokutę zadawać wytryski swojego intelektu. Może problem zniknie…    

Bóg to za mało

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka