Newsroom Salon24 formułuje pytanie, czy po zamachu w Brukseli Polska jest bezpieczna. Porusza zatem dwie sprawy. Czy zamachowcy mają ochotę na Polskę. I czy Polska jest przygotowana na zamachowców.
Co do pierwszego, to od zawsze pocieszamy się, że nie jesteśmy na pierwszej linii frontu, czyli w zasadzie zamachowcom jest o tyle łatwiej. Skoro więc jest łatwiej, a na pierwszej linii faktycznie na razie nie jesteśmy, to pozostaje tylko gorąco się modlić o następne kilka lat tej sielanki. Państwom będącym na pierwszej linii i dysponującym bez porównania większymi środkami i możliwościami od Polski żadne modlitwy nic już nie dają.
Co do sprawy drugiej, to służby, które nie potrafią poradzić sobie z wewnętrznymi terrorystami, terrorystami od sześciu lat cynicznie szkodzącymi polskiej racji stanu, i w ten sposób pozwalające zdemoralizowanym politykom skutecznie i bezkarnie skłócać społeczeństwo i rozbijać wewnętrznie państwo, służbami państwa de facto nie są. Są zaledwie kelnerami polityków.
Idea Unii Europejskiej zasadza się na solidarności, współpracy, współodpowiedzialności. Zarówno w sprawach pozornie drobnych, jak i naprawdę poważnych. Tolerancja na słowa polityków o szmacie europejskiej oznacza znowu tolerancję na wewnętrzny europejski miękki terroryzm.
Dlatego dzisiejsze słowa premier Szydło o solidarności odebrałem nie tylko jako głos osoby kompletnie nie wiedzącej o czym mówi, ale i jako wystraszonej ofiary swojej politycznej krótkowzroczności, której optyka kończy się na reprezentowaniu celu jednego człowieka.
Osoba stojąca na czele państwa, które nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa prezydentowi w weekendowym wyjeździe na narty, nie budzi we mnie poczucia bezpieczeństwa. Nawet bez zagrożenia terrorystycznego.