Wiemy doskonale, że budowanie na podziałach jest nadzwyczaj łatwe. Nie wymaga nawet ułamka pracy, prawości czy cierpliwości co budowanie na porozumieniu, szacunku, wiedzy swojej i innych czy tolerancji. Na umiejętności. Zburzyć dom może każdy, wybudować niekoniecznie. Bierzemy teraz ochotnika, dajemy mu narzędzia, materiały, miejsce. Obok kładziemy mu skrzynkę dynamitu, bo może będzie chciał z piwnicą a miejsce na skale. Niech buduje dom. Co powiedzieć o takim, który bynajmniej nie wygląda na fachowca, a zaczyna najpierw wysadzać istniejące cudze zabudowania?
Palenie pochodni, wskazywanie paluchem i krzyczenie w megafon przynosi szybkie, ale niekoniecznie trwałe i oczekiwane efekty. Trochę dymu, hałasu, chwilowo więcej krwi w mózgu i trzeba zaraz sprzątać. Wychodzi, że najważniejszy w przedsięwzięciu był bałagan. Sprzątanie trwa najdłużej i może kosztować wiecownika znacznie więcej, niż zyskał na wywrzaskiwaniu tych swoich prywatnych niewątpliwych mądrości.
Tak jak ze słynnym apoftegmatem (he he he...) pana Kaczyńskiego: My jesteśmy tu gdzie wtedy, oni tam gdzie stalo ZOMO... Którego potencjału zdaje się nie przewidział, a już na pewno nie przewidywał, że kiedykolwiek obróci się przeciw niemu.
Oczywiście nie dziwi, że są uznający leżącego na kanapie w stanie wojennym za leżącego po drugiej stronie ZOMO, bo sami też przecież byli albo za młodzi na siedzenie w więzieniach za demokrację, albo też leżeli.
Pod domem tego arcymądrego człowieka 13 grudnia zbiorą się zarówno latami okłamywani i obrażani przez niego, jak i klaszczący mu w tym jego obrażaniu. Ci siedzący w więzieniach, a najzacieklej lżeni na pewno nie przyjdą. Oni sobie być może tylko pomyślą: kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.
Ciekawe tylko, czy będą pałować w obronie demokracji...