nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna
973
BLOG

Grzegorz Braun dba o prawa autorskie faszystów

nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna Rozmaitości Obserwuj notkę 15

Niejaki Grzegorz Braun uzyskał w sądzie kwitek, że nie jest faszystą. Ja takiego, chociaż określam się jako antyfaszysta – czyli ktoś kto też nie jest faszystą – glejta nie mam. Teoretycznie więc razem z Braunem jedziemy na tym samym wózku. Chociaż Braun szanse na papierek antyfaszysty ma zdecydowanie mniejsze niż ja, a ja nie mam papierka jaki ma Braun. Z drugiej zaś strony, jego papierek antyfaszysty byłby zdecydowanie inny niż mój, gdyby nam go już z jakiekoś powodu przyznawano.

Taki paradoks. Dwóch niefaszystów o przeciwnych sobie poglądach. Unieważnia go oczywiście uznanie, że antyfaszyzm nie jest równoznaczny z niebyciem faszystą. Ale co to wtedy za niefaszyzm. Taki jak zestawienie Rydzyka z nieantysemityzmem, czyli śmiech na sali. Tym donośniejszy, że Rydzyk od Brauna w grze w brunatne wcale nie gorszy.

A teraz proszę się skupić. Jedyne co Braun uzyskał, to wyrok sądu, że przypisywanie mu przez Macieja Stasińskiego propagowania faszyzmu jest kłamstwem. Niewiele. Dalej natomiast prawdą wobec Boga i historii jest to, że Stasiński Braunowi propagowanie faszyzmu przypisał. Mało tego, formalnie statusu niefaszysty Braun też nie uzyskuje. Kogokolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek nieugięty duch antyfaszystowski natchnie, by Brauna Grzegorza nazywać propagatorem faszyzmu, drogę ma otwartą – jakiekolwiek jednorazowe certyfikaty Grzegorza Brauna nie unieważniają bowiem ludzkich opinii i ocen. Poza tym, zwyczajnie nie nadąży za wszystkimi. Technicznie niewykonalne.

Jedyne co Grzegorz Braun uzyskał, to jednorazowy nakaz odróżnienia go od faszystów. Ale tylko przez red. Stasińskiego i tylko wstecznie. Bardziej to co prawda chroni prawa autorskie przyznających się do faszyzmu faszystów niż jego dobre imię, ale możliwe, że skąpi na swojej zabawie w kampanię i dlatego w sądach robi sobie darmową.

Boję się tylko, by nie ściągnął sobie na głowę kolejnych ochotników o odmiennych niż on poglądach. Już widzę tę kolejkę ustawioną przed salą rozpraw, w której reżyser Braun odwala ośmiogodzinną szychtę załatwiając sobie kolejne certyfikaty. W kolejce wszyscy zakwalifikowani do odstrzału... Po kolei i po kilka razy. Żakowski, Olejnik, Michnik, Lis, jeden z TVN, kolejny z GW, jeden ze Szkła Kontaktowego, następny z NIE, i następny z Newsweeka. Kolejny, następny i od nowa... A zawodowo procesujący się Braun macha w przerwach kolejnymi decyzjami sądu do stacjonarnych kamer. I tak dzień w dzień, miesiąc w miesiąc. Braun kontra antyfaszyści. I żeby nie było, że podrzucam pomysł jak zagospodarować nadmiar czasu niespełnionego reżysera...

Ów narodowy ekstremista już teraz zajmuje się pilnowaniem, by nikt nie nazwał go faszystą. Oczywiście nie bez powodu. I ten to właśnie powód skłania do stawania pytań; jak dużego formatu trzeba być niefaszystą, by musieć mieć na to papier...

 

    Grzegorz Braun dba o prawa autorskie innych...           Niefaszystka na służbie uwiecznia ducha i estetykę Niefaszyzmu

 

Bóg to za mało

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości