nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna
381
BLOG

Antysemityzm z in vitro

nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna Społeczeństwo Obserwuj notkę 10

Ależ zapiera się o futrynę z zaskoczenia wyciągany z prawdziwie polskiej szafy zdurniały antysemityzm. Ależ wyje z wściekłości, z obawy o umniejszenie. A już najbardziej go boli, że w ten sposób mu się go odbiera, bo musi się siebie na chwilę zaprzeć, zaprzeczyć samemu sobie. Szalom, bracia i siostry w Chrystusie jedynym. Będzie o prawdziwej obłudzie. O kwintesencji prawdziwej prawicowej obłudy.

Ja wiem, że to tylko esencja polskości sprawia, że Michnik w nie usuwanych z prawicowych szczujni komentarzach funkcjonuje jako pisane małą literą żydzicho. Podobnie Geremek, Blumsztajn, Urban i dziesiątki innych. I ja wiem, że sprawniejszy niż za komuny cenzur w osobie prawicowego admina komentarza o żydostwie będącym zgubą Polski nawet nie tknie, bo sam zostanie obwołany zdrajcą.

Ale polska sprawa niespodziewanie się zawodowym patriotom lustracyjnym komplikuje, gdy właśnie ten, który ma być lekarstwem na zdrajców i sługusów światowej finansjery, sam okazuje się mieć tak fatalnie ponoć naznaczonych bliskich. I co teraz? Przecież niedokończone kazania o judeopolonii to tak trwały element tradycji. Jakżeby ich przekaz przekreślić?

Wyciągnięcie z szafy polskiego antysemityzmu – zarazem swoiste zapłodnienie wyobraźni bezkarnych dotychczas antysemitów - dokonuje się metodą in vitro. Sztucznie, bo niby jak zwykle bez aktywnego udziału ojców, ale z ich nasienia. Wyobraźnię zaludniają więc im teraz złogi własnoręcznie ogłupianych latami antypolskim spiskiem prawdziwych patriotów, którzy na wszystko co związane z narodowością Jezusa Chrystusa reagują szczerze i żywiołowo. Cóż, pokłosie. Wytresowało się, to się ma.

Furorę na prawicy robi ostatnio niejaki Szczunykowicz, znaczy ponoć Bronisław Komorowski, tylko jakiś inny. Nie chcę myśleć, że miałoby dla niej znaczyć dokładnie to samo, co znaczy ich ostatnie wyjątkowe arcyoburzenie, wywołane samym tylko wspomnieniem poety Juliana Kornhausera, teścia Andrzeja Dudy, który też ma nieszczęście narodowościowo podpadać pod pielęgnowane miłością bliźniego szowinistyczne, rasistowskie klisze. To mogłoby oznaczać rzeczy, których w polskim społeczeństwie nigdy nie było i nie ma...

Czy mógłby mi więc ktoś w takim razie z łaski swojej po polsku przypomnieć, co właściwie znaczy ten „Szczunykowicz”, skoro prezydent nazywa się Komorowski? Może pani Kania od „Resortowych dzieci”? I czy to może nie tę sprawę prezes Kaczyński nazywa arcyskandalem?

Odpowiedzią na podobny wpis zwykle byłby wrzask o antypolonizmie, lub, nie daj panie Boże, jeszcze coś gorszego... Ale, skoro bronię prawa prawdziwego Polaka, pana Andrzeja Dudy, do bycia dumnym z teścia pochodzenia żydowskiego, nie spodziewam się. W drodze wyjątku zostanie mi wybaczone. Prawda? 

Bóg to za mało

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo