No i przydali się w końcu na coś watykańscy biskupi. Ci na krzywą ambonę roszczący sobie prawo do moralnej tresury inkasenci świętopietrza odstawili tym razem wyjątkowo widowiskowy moralilet z sobą w roli głównej. Zawieszeni swymi deklaracjami między dwa niezależne państwa, jak zwykle usiłowali przedłożyć interes jednego państwa nad interes drugiego. Racja stanu...
Pech polega na tym, że w końcu ktoś dostrzegł w tym procederze złamanie Konkordatu, choć dostrzeżeniu temu biskupi na swoją niedolę teraz znacznie wydatniej pomogli. Bo rację ma Hartman, że awaryjne wycofanie się z butnego występowania przeciw Rzeczypospolitej Polskiej, bynajmniej nie kasuje tego haniebnego i zdradzieckiego czynu. Tym bardziej, że przecież kosmetycznego wycofania się z listy honorowego popierania brużdżenia Polsce nikt nie traktuje poważnie. Swoje poparcie Mering potwierdził nawet i w oświadczeniu wycofania się z poparcia(!)
Wszystko to doskonale ilustruje, jak ciężkie jest służenie dwóm panom jednocześnie. A skoro naturę zdrajcy konstytuuje to, że zdrajca zdradzi zawsze i wszystkich, to nie dziwi, że biskup Mering zdradza zarazem i Polskę, i swój Kościół.
Zdrada cierpliwa jest,
łaskawa dla siebie.
Zdrada i zazdrości,
i szuka poklasku,
nie unika pychy;
nie wie co to bezwstyd,
zawsze szuka kasy,
nie żałuje gniewu,
nie pamięta dobrego
rechocze z niesprawiedliwości,
współweseli się z PiSem...