Gdyby Wojciech Maziarski nie napisał tego felietonu, napisałby ktoś inny. To, że w ten sposób nikt tego dotąd nie dotknął, świadczy o pewnego rodzaju przeaktualizowaniu problemu. Aktualny od tak dawna, teraz aktualny jak nigdy wcześniej, więc pilność jego rozwiązania niepostrzeżenie umyka. Rozpanoszony i oswojony. Kolejna zatruwająca krótkie ludzkie życie ideologia. Tyle, że od innych znacznie groźniejsza.
Przemycana tradycją, lenistwem, władzą i pieniądzem. Rozmyślnie szmuglowana do umysłów wtedy, gdy człowiek nie jest się w stanie obronić.
Triumfująco rozkraczona nad upatrzonymi ofiarami ideologia eklezjalna.
Ideologia permanentnej batalii z wszystkim tym, co robi ludziom dobrze. Jak żadna inna ingerująca zarówno w człowieka jako jednostkę jak i w całe społeczeństwa. Szefowa szefów ideologii. Pomimo deklarowanego i czasem występującego służebnego charakteru (nigdy za darmo), będąca jednym wielkim roszczeniem i żądaniem wyrzeczenia się siebie. W imię nietrzymającej się kupy, nieprzyzwoitej i okrutnej bajki.
Kombinując, skąd na rynku ideologii sukces właśnie tej, nieodmiennie na pierwszy plan wysuwa się "tradycja", "dziedzictwo" i "owczy pęd". Towarzyszy ona każdemu zideologizowanemu od narodzin. A o to, by ofiara nie mogła się obronić, osobiście dbają wcześniej zideologizowani.
Absolutnie nieprzypadkowo powyższy obraz determinuje całe dalsze rozważania. W szczególe, to obraz butnego w swoich przekonaniach i bezwzględnego we wpajaniu ich – ale zarazem uderzająco bezradnego, bo nie potrafiącego wytłumaczyć dlaczego to robi, szkoleniowca od ideologii. Eklezjasty.
Bo co jak co, ale ludzi tak niepewnych i wręcz zagubionych, gdy przychodzi im powiedzieć dlaczego fundują swoim dzieciom przymusową religijną ideologizację nie spotkałem nigdy. A zarazem tak zaangażowanych w bronienie samej ideologii.
Ludzi niekiedy poczciwych i z gruntu dobrych, lecz też jako bezbronne dzieciaki przez ideologię przewalcowanych.