nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna
975
BLOG

Stan smoleński zadanie wykonywane

nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 31

 

...I to, co wtedy usłyszałam, przeszło moje oczekiwania. Przeżyłam szok. Zaczęli złorzeczyć. Odwróciłam sie tyłem i patrzyłam w bramę. Tyle niecenzuralnych słów chyba nigdy nie słyszałam. Nie było dramatu ludzi i ich rodzin, nie było ofiar, wyłącznie wielka polityka...

... Longina Putka w rozmowie z Teresą Torańską z jej książki Smoleńsk

 

 

Katastrofa smoleńska bez wątpienia stała się narzędziem nacisku. Ale skoro samo z siebie nic się nie staje, ciekawa będzie każda próba wyjaśnienia dlaczego narzędziem politycznej ekstremy została uczyniona.

Jak to jest, że po katastrofie lotniczej, w której ginie blisko setka osób prawie wszystkich opcji politycznych, dziką awanturę rozpętuje wyłącznie jedna. Przypadkiem ta najbardziej związana z organizacją tej wyjazdowej przedwyborczej kampanii.

I już zupełnie nie przypadkiem, opcja ostentacyjnie niewłączająca się w jakąkolwiek pomoc ofiarom, specjalistom pracującym w Smoleńsku zaraz po katastrofie czy wolontariuszom. Ba, opcja jawnie bojkotująca i sabotująca wszelkie działania zarówno instytucji jak i osób prywatnych. Polskich i rosyjskich, bez różnicy.

Skoro pewna grupa rozmyślnie wchodzi w ubranko obstrukcjonistów w sytuacji gdy można przecież jeszcze wiele zrobić – a mowa wciąż o okresie zaraz po katastrofie – to świadczy to zarówno o motywach takiego postępowania,  prawdziwym stosunku do ofiar, jak i świadczy o poważnym dylemacie, w którym wybierający musi przecież liczyć zyski i straty. A wybór niestety nie był tylko polityczny. Wybierający miał obowiązek uwzględnić i wymiar człowieczy, ludzki. Chyba, że nie traktuje przebywania w takich wymiarach jako obowiązku...   

I to był dokładnie ten moment, w którym Jarosław Kaczyński zdzierając z siebie maskę cynicznego polityka bezpowrotnie zamknąłby sobie drogę do traktowania Smoleńska jako narzędzia. Włączając się do pomocy odebrałby sobie prawo do późniejszego grania trumnami. Zamiast tego dał wyraźny polityczny sygnał. Pomoc ofiarom zeszła na dalszy plan. Znów nieprzypadkowo – przy zwłokach tyrali ci, którzy w momencie sygnału już zostali skazani na późniejsze pomówienia, kłamstwa i szyderstwa.

I dlaczego w ogóle jakby przegapiliśmy kwestię niewłączenia się opozycji w konstruktywne, czy w ogóle jakiekolwiek pomocowe działania bezpośrednio po katastrofie?

Dlaczego tak łatwo daliśmy butnie manifestującej swe polityczne intencje grupie, obnażającej tym samym swoje prawdziwe oblicze wprowadzić stan smoleński?

Czyżby jedynym wyjaśnieniem było to, że znając przyczyny i okoliczności okazaliśmy się na tyle wyrozumiali dla niosących garb poważnej odpowiedzialności za bezsensowny, w dużej mierze powodowany zwykłą polityczną chcicą wypadek współautorów katastrofy, że pozwoliliśmy im się obłąkańczo wydzierać nie pytając co robili w najtrudniejszych, wymagających działania chwilach?

Ok. Bądźmy wyrozumiali nadal, ale też spytajmy co zrobił PiS w Smoleńsku bezpośrednio po katastrofie, oprócz wiele mówiącego niepodania ręki i nadzwyczaj szybkiej ewakuacji?

Bóg to za mało

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka